Alfred Wierzbicki

Bóg przychodzi z przyszłości
Rozmowa z ks. prof. Alfredem Wierzbickim, kierownikiem katedry etyki KUL, poetą

Adwent to?

Przyjście. Advenire to przychodzić. Chodzi oczywiście o przyjście Chrystusa. Inaczej, o przyjście
Boga w Chrystusie.

Czas adwentu jest nam dany po to, żeby? Przypomnieć sobie o Bogu, świętować urodziny
Jezusa?

Tu nie chodzi o rocznicę. Jesteśmy skierowani ku przyszłości. Przeszłość już była, ważne rzeczy w
niej się wydarzyły, ale najistotniejsza z punktu widzenia ludzkiej egzystencji jest przyszłość. To jest
czas, w którym zmierzamy i tam spotykamy Boga. Ktoś kiedyś powiedział pięknie: Bóg przychodzi
z przyszłości. Adwent ma charakter wspomnienia pierwszego przyjścia Chrystusa, ale w swej
egzystencjalnej głębi odnosi się do przyszłości, którą jest sam Bóg. To jest ten horyzont, ku
któremu zmierza nasze życie.

Rodzice przychodzą z dziećmi do szopki i tłumaczą: zobacz tam leży mały Jezusek. Ks.
Mieczysław Puzewicz napisał ostatnio w swym Itinerarium, że tam wcale nie ma Pana
Jezusa. Pan Jezus jest gdzie indziej. Tak?

Zupełnie gdzie indziej. Żłobek ma sens związany z teatralizacją naszych misteriów wiary. To święty
Franciszek go wprowadził do kościoła. Zakładał, że to, co się wydarzyło, można sobie wyobrazić,
przeżyć, uobecnić. Tylko co uobecnić? Żadnego gestu teatralnego nie bierze się dosłownie, tylko
to, co on wyraża.

W kościele wschodnim adwent nazywany jest małym postem, który pomaga się oczyścić?

Dziś w adwencie bardziej chodzi o oczekiwanie na Boga, niż o pokutę. Myślę, że w naszej
religijności za mało było tego wątku, jakim jest nadzieja. Wychylenie ku przyszłości.

Tegoroczny adwent jest dla nas wyjątkowo trudny. Po pierwsze z względu na sytuację
polskiego Kościoła, który mocno nagrzeszył. Po drugie, ze względu na pandemię, rodzącą
ludzki strach. Czy nadejście Jezusa może pomóc samemu Kościołowi i nam?

Gdy adwent będziemy przeżywać tylko jako rytuał, to na pewno nie pomoże. Natomiast jeśli
będziemy przeżywać adwent jako prawdziwe oczekiwanie na Boga, na Jego miłosierdzie, na Jego
oczyszczającą moc, to tak. Sami nie możemy sobie pomóc ani w oczyszczeniu Kościoła (zresztą
widać jak ludzie Kościoła są bardzo zakłamani i to jest coś przerażającego), ani w swoim życiu.
Bez Boga jesteśmy bezsilni. Także w sprawach pandemii. Żywimy się nadzieją, że szczepionka tuż
tuż, ale wiara w naszą samowystarczalność jest moim zdaniem iluzją. Jak przeminie pandemia to
będą inne zagrożenia, tym bardziej, że sami pogorszyliśmy sytuację klimatyczną świata. Okazuje
się, że to co w wyobrażeniach biblijnych jest wizją apokalipsy i kresu ziemi, naprawdę może
nastąpić.

Pandemia zamknęła nas w domach, mamy więcej czasu, żeby zrewidować swoje życie. Czy
paradoksalnie przez pandemię możemy mocniej, głębiej przeżyć adwent a następnie Boże
Narodzenie?

Jak się okazuje, wszystko w ludzkimim życiu jest wieloznaczne. Pod pewnym względem jest
dobre, pod pewnym względem jest złe. Nic nie jest z góry ani dobre ani złe. W czasu pandemii
boimy się o siebie i bliskich, słyszymy o kolejnych śmierciach, całkiem młodzi moi koledzy z
uniwersytetu umarli na tę straszną chorobę. To wszystko nas przygniata. Powoduje, że nie mamy
siły ani ochoty wznieść się ponad złe wieści. Więc wcale nie jest łatwo o spokój ducha. Dojrzałośćduchowa polega na tym, by nie dać się kusić atrakcjom w czasie pomyślności ani też nie
poddawać się przygnębieniu, któremu można się poddać. W jednej i w drugiej sytuacji z tym
przeżyciem adwentu może być różnie.

Czy samo Boże Narodzenie może być dla nas w tym ciężkim czasie bardziej wartościowe?

No właśnie. Narodzenie Jezusa też nie było wesołe. Nie miał gdzie się urodzić, potem musiał
uciekać. Może te wątki zostaną teraz przez nas bardziej przyswojone. Szczerze mówiąc
przekorolowaliśmy, przesłodziliśmy to Boże Narodzenie elementami dekoracyjnymi, które z
prawdziwymi narodzinami Jezusa niewiele mają wspólnego. A służą zazwyczaj komercyjnemu
pobudzeniu.

Kryzys w polskim Kościele uderzył rykoszetem w papieża Jana Pawła II. Często bywam w
Wadowicach, zawsze zachodzę do kaplicy, w której modlił się Karol Wojtyła. W 1979 roku
zostawił nam przesłanie, abyśmy się za niego modlili. Czy dziś nasza modlitwa jest mu
bardziej potrzebna?

Przede wszystkim nam jest potrzebna. Potrzebna nam jest także pamięć o wielkości naszego
papieża. Niestety ta pamięć się oddala, przychodzą nowe pokolenia, które patrzą na papieża przez
pryzmat jego pomników, a te pomniki w większości są naprawdę kiczowate. Zresztą ta mania na
pomniki papieża bardzo szkodzi pamięci o Janie Pawle II, fałszuje autentyczność i wielkość tego
człowieka.

Czy nasz papież nie poradził sobie z pedofilią w Kościele?

Po pierwsze te rzeczy w pełni do niego nie dochodziły. Natomiast nie wolno nam zignorować tego,
że to Jan Paweł II zaczął walkę z pedofilią w Kościele. Pierwsze dokumenty i Jego hasło „Zero
tolerancji” pokazują stanowisko polskiego papieża w tej kwestii. Natomiast w wielu przypadkach
oszukiwano Go. Na pewno nie poradził sobie z kurią rzymską i ze swoim otoczeniem. A to rodzi
wiele bolesnych pytań. Ale moim zdaniem ten fakt nie pomniejsza znaczenia pontyfikatu Jana
Pawła II.

Czego będzie ksiądz życzył bliskim podczas tegorocznej Wigilii?

Tego samego co co roku, żeby Pan Bóg miał nas wszystkich w opiece i żebyśmy byli dla siebie
dobrzy.